poniedziałek, 11 czerwca 2018

Dowód na płaską Ziemię

W poprzedniej notce odniosłem się do najbardziej uderzających absurdów jakie wynikają z najpopularniejszego modelu płaskiej Ziemi, w którym nad powierzchnią dysku stale mają znajdować się i poruszać Słońce z Księżycem. Jeśli ktoś sam ich nie dostrzegł, wytknięcie ich powinno rozwiać wszelkie wątpliwości co do słuszności takiego modelu. Niestety, musiał bym być naiwnym optymistą, wierząc, że to każdemu wystarczy. Niektórzy nie znają innego źródła wiedzy niż kloaki internetów, poznanie i weryfikacja jest im obca, łatwowiernie przyjmują każdą sensację ubraną w pozór logiki i naukowości dając się manipulować. Niektórzy są święcie przekonani, że jakieś amerykańskie NASY mają monopol na prawdę o Ziemi i niebie, gdzie tymczasem znając pare prostych faktów i sposobów weryfikacji nie trzeba nic nawet wiedzieć o NASYch, by mieć pojęcie o tym jak sprawy nieba i Ziemi stoją. Dziś o tym będzie notka. Przedstawię kilka banalnych sposobów, którymi bez nakładu środków można własnoręcznie zweryfikować "prawdy" hałaśliwie głoszone i powtarzane przez zwolenników Ziemi płaskiej, a także z przykrością wrócę raz jeszcze do tych "prawd", i mających je potwierdzać pseudodowodów.  Dziś odsuniemy nieco na ubocze teoryjki płaskie i kuliste, i weźmiemy się za praktykę, wcielając się w eksperymentatorów zajmiemy się astronomią obserwacyjną.

Oto pierwszy lepszy materiał mający udowadniać, że to czego nas uczono o Słońcu na niebie, co twierdzą NASY(Czyli po prostu co twierdzi astronomia, gdyż jakieś tam agencje kosmiczne nie grają żadnej większej roli w rozpatrywanych kwestiach, nie obstają za i nie propaguje przedstawionych faktów w żaden szczególny sposób, gdyż mają poważniejsze rzeczy na głowach. Tym zajmują się podręczniki, systemy edukacji i obserwatoria.) jest kłamstwem:







Widzimy zachodzące Słońce i to jak oddala się od obserwatora pozornie malejąc, prawda? Czyż w takim razie nie poległem w poprzedniej notce z całym swoim wywodem, twierdząc że Słońce i też zresztą Księżyc ani się nie oddalają ani nie maleją, kiedy ten filmik wyraźnie pokazuje coś zupełnie odwrotnego? Czyż to nie dowód na słuszność modelu Ziemi płaskiej? Powinienem w tym miejscu zaoszczędzić już sobie wstydu i zakończyć stawiając kropkę. Zamiast tego proponuję jednak każdemu kogo przekonują tego typu nagrania własnoręcznie przekonać się jak to w końcu faktycznie jest z tym Słońcem, i to na własne oczy bez pośrednictwa nagrań.

Potrzebne nam będą: oczy, ręce, pogodne niebo, opcjonalnie linijka, i nieco zrozumienia. Otóż niebo na potrzeby obserwacji jest w astronomii traktowane jako wyimaginowana sfera, mówimy wtedy o sferze niebieskiej. Nie jest to oczywiście realnie istniejący byt, a wyobrażone uproszczenie ułatwiające opis zachodzących na niebie zjawisk oraz ich pomiar. I właśnie tym się teraz zajmiemy. Jak wiadomo każda sfera ma swój obwód stanowiący koło, którego miarą jest kąt pełny liczący 360°. Dzięki temu dowolne punkty na sferze łączy łuk będący wycinkiem jej obwodu, i mierzy on określony kąt. Np. dwa przeciwległe punkty sfery będą od siebie oddalone o 180°. Tym sposobem mierzy się pozorne odległości między obiektami na niebie, jak również ich wielkość. Mówimy wtedy o odpowiednio odległości i wielkości kątowych(pozornych). Jeżeli coś jest na niebie faktycznie obserwowalnie(pozornie) większe to ma większą wielkość kątową od czegoś mniejszego. Wybuchający fajerwerk rozszerzając się mierzy coraz więcej stopni wielkości kątowej. Cała sfera niebieska mierzy 360°, niebo jakie mamy nad głowami od horyzontu do przeciwległego brzegu mierzy 180°, zaś wyimaginowany zenit, czyli punkt nad naszymi głowami leży na wysokości 90° mierząc od horyzontu. Tutaj mówimy no tzw. wysokości horyzontalnej (astronomicznej), mierzonej zawsze od horyzontu. Ciała najwyższe leżą właśnie w zenicie na największej możliwej wysokości 90°, zaś najniższe widoczne jeszcze na niebie stykają się z horyzontem na wysokości 0°. Wysokości wszystkich ciał na nieboskłonie ponad horyzontem plasują się w tym przedziale od 0° do 90°. Podkreślam, że zarówno omówione wymiary, odległości i wysokości są pozorne i nie mają tutaj nic wspólnego z wymiarami, odległościami i wysokościami liniowymi mierzonymi w metrach.



Rysunek poglądowy przedstawiający wierzchnią połowę sfery niebieskiej. Przykładowa gwiazda znajduje się na wysokości h, będącej miarą kąta na sferze niebieskiej między płaszczyzną horyzontu a nią samą. W ten sam sposób miary różnych kątów mogą definiować odległości i wielkości ciał na sferze. Obserwator znajduje się oczywiście w centrum sfery, skąd dokonuje pomiaru. Źródło: domena publiczna.

Jak mierzyć te kąty? W astronomii i astronawigacji na przestrzeni wieków używano różnych narzędzi od prymitywnego kwadrantu dawniej, który i dzisiaj bez nakładu większych środków każdy może wykonać w domu, po zaawansowany sekstant, z powodzeniem wciąż używany i dostępny współcześnie. Nam jednak wystarczy nasza własna dłoń wyciągnięta na odległość ręki, ewentualnie linijka. Nie będzie to oczywiście pomiar dokładny lecz na nasze potrzeby wystarczający. Okazuje się, że wyciągnięta na odległość całej ręki dłoń i jej części mierzą określone kąty wobec oczu obserwatora, i to względnie jednakowe u wszystkich ludzi, ze względu na zachowane proporcje budowy ciał. Tak oto złożona w pięść od kciuka do przeciwległego krańca mierzy 10°, rozczapierzona od czubka małego palca po czubek kciuka - 20°, szerokość palca to około 1°, długość płytki paznokcia u kciuka - 2°.




Dłoń jako najprostszy instrument pomiarowy wielkości kątowych na niebie. Źródło: domena publiczna.

Mając już nieco wymaganego zrozumienia możemy przejść do obserwacji. Dużo łatwiejszym i przede wszystkim bezpieczniejszym celem będzie dla nas Księżyc, najlepiej w pełni. Jeśli pokusimy się na Słońce musimy pamiętać o tym, by patrzeć na nie rozważnie i jedynie gdy będzie miało odpowiednio przygaszony blask, np. znajdując się za półprzejrzystymi chmurami, a i wtedy należy czas wpatrywania się w nie ograniczyć do minimum, w przeciwnym razie GROZI NAM USZKODZENIE LUB UTRATA WZROKU!! Jego pełny blask znacząco utrudni albo wręcz uniemożliwi wykonanie obserwacji i pomiaru. Przy wschodach i zachodach Słońca rzecz jest zazwyczaj ułatwiona, ponieważ blask Słońca jest dość przyćmiony nawet bez znaczącego przychmurzenia nieba, w innych porach jest gorzej. Z Księżycem nie będziemy mieć takich problemów, i to na nim radzę wykonywać pomiar. Celujemy wyciągniętą dłonią ku obranemu obiektowi, w ten sposób by móc zestawić ją tuż przy nim. Można wykorzystać płytkę kciuka lub palec wskazujący. Przykładamy go niejako do tarczy obiektu, by móc porównać jej wielkość z palcem lub paznokciem. Opcjonalnie zamiast samej dłoni możemy wykorzystać trzymaną w niej linijkę i zwyczajnie zmierzyć tarcze, przy czym miara centymetrowa nie koresponduje tu z miarą kątową, mimo to nasze potrzeby może być równie pomocna. Pomiary wykonujemy o wschodzie lub zachodzie oraz o innej porze, kiedy ciało będzie wyżej na niebie. Najlepiej dokonać ich kilkukrotnie dla różnych położeń ciała od wzejścia do górowania lub górowania do zachodu, albo wręcz od wschodu do zachodu. Możemy także pokusić się o jednoczesne nagranie wschodzącej czy zachodzącej tarczy, by sprawdzić co przedstawi nagranie.


Okazuje się, o czym już pisałem w poprzedniej notce, że tarcze Księżyca i Słońca mierzą względnie stale po 0,5°. Względnie, gdyż jakieś drobne wahania faktycznie mają miejsca, jednak dla nieuzbrojonego oka są one nieuchwytne. Tą samą wielkość zmierzymy niezależnie od pory dnia czy nocy, położenia na niebie, ani od miejsca na świecie z jakiego dokonamy obserwacji. Przy odrobinie sprytu i wyobraźni można także, bez specjalistycznego sprzętu przekonać się, że obydwa ciała poruszają miarowym, względnie jednostajnym ruchem(znów względnie, gdyż odchylenia są, jednak dla nas pozostaną nieuchwytne i niekorespondujące z założeniami Ziemi płaskiej), ani nie zwalniając ani przyspieszając, o czym także już pisałem.


Pozostaje nam jeszcze dowód w postaci nagrania, jakie być może także i wy wykonacie, uwieczniając przybliżające się lub oddalające Słońce czy Księżyc, z ich rosnącymi/malejącymi tarczami. Co z tym fantem? Nasze własne oczy w tym przypadku nie kłamały, pomiarów dokonaliśmy prawidłowo, a skoro tak wina leży po stronie samego nagrania, a raczej sprzętu jakim je wykonywano. Wkradł się jakiś błąd, tak jak wkradł się u autorów ich nagrań w ich interpretacji. My już wiemy, że nie jest to uwiecznione oddalające się Słońce, jak chciał autor zamieszczonego powyżej materiału. Wyjaśnienie jest prostsze: Słońce na nagraniu otacza łuna blasku pochodząca częściowo z samego nieba, częściowo zaś z odbić w optyce kamery. Blask zachodzącego Słońca przygasa ze względu na coraz grubszą warstwę powietrza do pokonania, a z nim przygasa, czyli zmniejsza się utwralona łuna je otaczająca. Można to sobie bardziej unaocznić nagrywając odpowiednio silne pulsujące światło, np. latarnie morską nocą:





Od 2:55 - latarnia morska nocą z jej pulsującym blaskiem. Czyżby i ona jak Słońce z pierwszego nagrania wędrowała sobie w tę i z powrotem?


...Wielokrotnik